wtorek, 18 października 2011

Pomysłowość w zakurzonym pudle

"Sherlock", produkcja BBC, 2010.
Obejrzałem niedawno pierwszy odcinek nowego „Sherlocka” produkcji BBC. Obserwując serial i inne produkcje brytyjskiej telewizji publicznej można powiedzieć – Telewizji Polskiej nie brakuje abonamentu. Nie posiada czegoś o wiele ważniejszego. Pomysłów, odwagi i umiejętności.
Od wielu lat TVP narzeka. Że ludzie nie płacą abonamentu. Że mają za mało pieniędzy. A przez to nie stać jej na duże, ambitne, czy po prostu lepsze niż dzisiaj projekty. Innymi słowy w ten sposób sama przyznaje, że poziom produkcji nadawanych przez TVP jest niski. Skupia się na tanich projektach, które dadzą wysoki zwrot.
Faktycznie, budżetu TVP nie da się porównać do budżetu BBC. TVP ma problemy ze ściąganiem pieniędzy z abonamentu, BBC nie. Ale zarazem nikt z zarządu Telewizji Polskiej nie zająknie się, że w przeciwieństwie do Anglików wyświetlają reklamy. Dużo reklam. Nikt też nie wspomni o drobnym szczególe, jak mała konkurencyjność i gospodarność. Na każdego zatrudnionego w TVN i Polsacie nadawca zarabia odpowiednio 294 tys. i 234 tys. zł. TVP dopłaca do każdego pracownika 25 tys. złotych.
I tu wracamy do meritum. BBC zarabia olbrzymie pieniądze sprzedając swoje nagrania na całym świecie. Rywalizując z prywatnymi stacjami Anglicy postawili na jakość. Także jakość czystej rozrywki. Osiągnęli przy tym taki poziom, że „Taniec z gwiazdami”, „Top Gear” czy programy przyrodnicze BBC Natural History Unit znane są zarówno na północnej, jak i południowej półkuli, w oryginalnym wydaniu, czy w zlokalizowanej formie, po kupieniu formatu. A jeśli ktoś z TVP zacząłby krzyczeć, że przecież BBC wydaje na te programy fortunę, powinien zobaczyć pierwsze odcinki „Top Gear” po tym, jak Jeremy Clarkson wyciągnął program z grobu. W studio było wówczas mniej więcej tyle samo prowadzących co widzów i panowała atmosfera jak na pogrzebie. Dziś program jest symbolem programu motoryzacyjnego i rozrywkowego, a prowadzący gwiazdami, znanymi na całym świecie. Może poza Syberią i interiorem Kongo. BBC zarabia na nim małą fortunę.
To samo jest z „Sherlockiem”. Nie ma w nim niczego, czego nie dałyby rady zrealizować TVP, TVN czy Polsat. Nie ma aktorów zarabiających fortunę. Ani scenografii i efektów kosztujących więcej niż wynosi roczny dochód małego państwa. Jest za to pomysł, intrygujący i charyzmatyczny bohater, świetny scenariusz, dobra reżyseria, praca kamery i montaż. „Sherlock” jest współczesny, dotyka w kilku miejscach trudnych tematów, przyciąga uwagę.
Dla kontrastu produkcje TVP są drętwe. Aktorom się nie chce, bo i tak dostaną zapłatę. Reżyserom, producentom, montażystom też. Nikt nie pójdzie do szefa i nie powie: nakręćmy „W pustyni i w puszczy”, ale przenieśmy akcję do współczesności, będzie ciekawie. Zresztą nie dziwne, bo szef na pewno odrzuciłby pomysł. W Telewizji Polskiej wszyscy boją się kontrowersyjności, oryginalności, nawet żartów – przecież zawsze można kogoś urazić. A jak jeszcze przedstawi się Naród Polski w niekorzystnym świetle, to będzie bardzo, bardzo źle. Na pewno ktoś coś powie.
Ale tego nikt nie zmieni. Bo nikt nie widzi dużego problemu, skoro łatwiej zauważyć mniejszy i wygodniejszy. TVP będzie nadal kupować tanie licencje, produkować tanie seriale i nadawać programy Davida Attenborough zamiast produkować swoje. A poziomem cały czas będzie równać w dół.
Michał J Adamczyk

wtorek, 11 października 2011

Palikotem przyszłość stoi


Janusz Palikot
Zdjęcie: Cezary Piwowarski
Wynik wyborów może być nie tylko chwilowym sukcesem Palikota. Może być zapowiedzią poważnych zmian w polskiej polityce.
Już samo wprowadzenie nowej partii do Sejmu jest dużym osiągnięciem. Po 2001 roku polska polityka bardzo się ustabilizowała. W parlamencie pojawiły się tylko LPR i Samoobrona, zresztą później pożarte przez PiS. Nawet niedzielne wybory zakończyły się klęską “nowych” z PJN. Ale nie Palikota. Jego Ruch nie tylko dostał się do parlamentu, zdobywając przy tym mniej głosów tylko od PO i PiSu. Ma też wielką szansę stać się czymś więcej, niż efemerydą w rodzaju Ligi Polskich Rodzin.
Dziesięć procent głosów dla Ruchu jest tylko częściowo wyrazem niezadowolenia ze skostnienia sceny politycznej. Co znacznie ważniejsze - jest pierwszą zapowiedzią zmian w polskim społeczeństwie. Głównym elektoratem Ruchu są ludzie młodzi, poniżej trzydziestego roku życia, a więc wychowani już w wolnej Polsce, nie pamiętający wiele lub nic z okresu komunizmu. Ale dla których też “tradycja solidarnościowa” jest tylko hasłem, a rzeczywistością - chęć dogonienia Europy Zachodniej.
Już teraz duża część tego pokolenia - mojego pokolenia - prezentuje wartości odmienne od rodziców i dziadków, ale nawet od ludzi o kilka zaledwie lat starszych od siebie. Dominują wśród nich liberalne poglądy gospodarcze. Ale są też liberalni światopoglądowo. Wśród ludzi urodzonych w latach 80 jest więcej niż wśród starszych ateistów, agnostyków, lub ludzi obojętnych na religię. Chcą państwa świeckiego, polityków, którzy nie nasłuchują uważnie, co mówią biskupi. Nie rozumieją, dlaczego ludzie o innej orientacji seksualnej nie mogą mieć takich samych praw, jak heteroseksualni. Zamiast po raz kolejny na nowo roztrząsać historię myślą o przyszłości. Chcą czuć się Europejczykami.
Żadna inna partia nie oferuje im tego. PiS żyje tylko i wyłącznie przeszłością, a na dodatek jest eurosceptyczne, twardo katolickie i socjalistyczne. PO nie spełniło liberalnych obietnic i za bardzo zwraca uwagę na opinie Kościoła. SLD jest lewicowo-liberalne tylko z nazwy i haseł. PSL w ogóle nie ma poglądów.
Palikot już znalazł swoje miejsce. I ma potencjał, żeby wykorzystać zdobyte 10 proc. Ma szansę stworzyć jedyną w Polsce prawdziwie liberalną partię. Przyszłość może należeć właśnie do niej.

czwartek, 6 października 2011

Pokochaj Mastodona


The Hunter
Mastodon
Warner Music Poland

Perkusista Brann Dailor zapowiadał, że The Hunter będzie jak “super ciężkie Led Zeppelin”. Ale już w lipcu, gdy zespół ujawnił pierwsze dwa utwory ze swojego piątego albumu studyjnego było wiadomo, że Mastodon nie będzie brzmiał jak Led Zeppelin. Mastodon cały czas jest sobą.
Wiadomo było też, że The Hunter nie będzie brzmiał jak Crack the Skye. I faktycznie, nie ma tu monumentalnych, kilkunastominutowych popisów podobnych do The Czar i The Last Baron, przy których muzycy King Crimson i Yes mogliby powiedzieć “chciałbym zagrać coś  takiego”. Najdłuższy utwór trwa tutaj pięć i pół minuty. Ale jeśli ktoś liczył, że chłopcy z Atlanty zarzucą swoje progmetalowe ambicje, będzie rozczarowany. Owszem, nie są już tak widoczne jak na poprzednim albumie. The Hunter jest w odbiorze prostszy i bardziej dosłowny, nie ma tylu zmian tempa i melodii, ale jednocześnie słychać, że w wielu miejscach jest kontynuacją Crack the Skye. Ale Mastodon wciąż atakuje skomplikowanymi, mozaikowymi riffami i melodiami, z których dumni byliby Steve Howe i Robert Fripp.
Oprócz umiejętności kwartet nie może narzekać też na brak pomysłów i różnorodności. Oprócz typowych dla zespołu stoner metalowych piosenek jak otwierające zestaw Black Tongue i Curl of the Burl dostajemy najbliższe balladom utwory, jakie dotąd wyprodukowali - The Sparrow i The Hunter. A gdyby ktoś tęski za brzmieniem z ich wcześniejszych płyt, może włączyć Spectrelight, które od początku atakuje słuchaczy ścianą dźwięku.
I choć gitary Hindsa i Kellihera tworzą miejscami piękny dwugłos, a Sanders doskonale wpasowuje się w nie, trafiając z basem we właściwe nuty, to bohaterem jest Brann Dailor. Po raz kolejny pokazuje, że jest jednym z najlepszych rockowych perkusistów, a jego techniki - przywodzące na myśl nie tylko Yes i King Crimson, ale też jazzowych perkusistów jak Jack DeJohnette - są w świecie metalu niedoścignione.
Mastodon nie musi już niczego udowadniać. Wraz z Crack the Skye pokazał, że jest jednym z najważniejszych zespołów XXI wieku i przebił się do świadomości słuchaczy spoza świata metalu. Na The Hunter potwierdza swoją reputację. Mastodon razem z kolegami z Baroness pokazują, jak może wyglądać metal i jak dużo potencjału posiada. W muzyce tych zespołów mogą zakochać się także osoby, które ten gatunek muzyki omijają zwykle z daleka.
The Hunter to bardzo dobra płyta. Jedna z najlepszych w tym roku.

Michał J. Adamczyk