piątek, 12 listopada 2010

Olaf Stapledon - "Star Maker"

Dlaczego Star Makera nigdy nie wydano w Polsce? Cenzorom w Polsce Ludowej nie mógł się podobać. Ale to, że większości powieści Stapledona, na czele ze Star Makerem i Last and First Man (której zaledwie fragment trafił do antologii "Droga do science fiction"), nie wydano do tej pory, może dziwić i smucić. W ten sposób Polacy praktycznie nie znają jednego z najważniejszych twórców w historii fantastyki.
Powieść jest historią wielkiej, psychicznej podróży pojedynczego człowieka, Anglika, przez historię i przestrzeń Wszechświata, a zwłaszcza Drogi Mlecznej od jej powstania, do zgaśnięcia wszystkich gwiazd. Z początku wspomnienia ze spotkania z jednym, przypominającym człowieka gatunkiem, zmieniają się. W miarę, jak "Ja" bohatera rozrasta się o dołączające do jego podróży duchy przedstawicieli innych gatunków, tym samym zwiększając jego wyobraźnię i zdolności poznawcze, jest w stanie znajdywać inteligentne gatunki coraz bardziej różniące się od człowieka - nie tylko fizycznie, ale zwłaszcza psychicznie. A w końcu wziąć udział w największym dziele Wszechświata, ostatecznym celu, jaki postawiły przed sobą wszystkie inteligentne istoty.
Trwająca eony - a jednocześnie będąca krótkim snem - epicka podróż, zdumiewa. Mimo upływu wielu lat, mimo, że niektóre pomysły wydają się dzisiaj śmieszne, a fizyczne opisy wszechświata okazały się błędne, nie ujmuje to niczego Star Makerowi. Ponieważ o wspaniałości tej powieści decyduje niezmierzone bogactwo pomysłów, niezwykłość przedstawionych światów, różnorodność psychiczna i filozoficzna wszystkich istot, jakie spotyka Anglik. Stapledon, jako jeden z pierwszych, opisywał modyfikacje genetyczne, terraformacje, wirtualną rzeczywistość. A to zaledwie początek.
Bo najwspanialsze w tej powieści jest to, że można odczytywać ją na wiele sposobów. Jest to nie tylko historia Anglika, który przypadkowo, wyrwany ze swojego ciała, doświadczył największej podróży w ludzkiej historii. Star Makera można też odczytywać jako zabawę filozoficzno-teologiczną, próbę odkrycia i zrozumienia Twórcy Światów, którego obecność inteligentne istoty z czasem coraz silniej zaczynają przeczuwać. A także, a być może przede wszystkim, odbicie historii ludzi w przeddzień II wojny światowej, przewidywanie nieuchronnej wojny, która wydaje się cały czas zaprzątać myśli Stapledona, zmagań między wolnością i kreatywnością, a zniewoleniem i destruktywnością, które obecne na Ziemi, znajdują swoje odbicie w każdym świecie, do którego trafia Anglik. I choć najłatwiej mroczną, zwierzęcą naturę istot przyrównać do ideologii nazistowskiej, idealnie pasuje także do stalinizmu. PRL-owscy cenzorzy z pewnością nie mogli tego znieść.
Ale dlaczego nie znoszą tego współcześni wydawcy? Uważają, że książka jest zbyt ambitna i trudna dla dzisiejszego czytelnika? Sądzą, że nie opłaci się finansowo? A może nie wiedzą o jej istnieniu i znaczeniu? Nieważne jaki jest powód, ważne, że tracimy dużo. Tracimy powieść człowieka, którego twórczość była podziwiana przez Virginię Woolf, Doris Lessing i Winstona Churchilla, który przyjaźnił się i sprzeczał z C.S. Lewisem, którego pomysły zainspirowały między innymi Arthura C. Clarke'a i Briana Aldissa. A dla nas, przede wszystkim, Stanisława Lema.