poniedziałek, 7 listopada 2011

Naćpani romantyzmem


Zaczęła się druga dekada XXI wieku. A polski uczeń nie dogada się z uczniem z Niemiec. Nauczanie języka polskiego zatrzymało się na latach 50 wieku XX. W optymistycznej wersji.

Być może jestem w ogromnym błędzie. Być może nauczanie języka polskiego powinno sławić tylko i wyłącznie tradycję chrześcijańską, romantyczną i niepodległościową. Ale wyznaję tezę, że nauczanie języka w szkole powinno zaprezentować uczniom wspólną przestrzeń, na której mogliby porozumieć się nie tylko z innymi Polakami, ale także z Niemcami, Anglikami czy Włochami. A także pokazać bogactwo i różnorodność literatury. W tym współczesnej.

Zerkając na obowiązującą obecnie listę lektur – od szkoły podstawowej do liceum – zdziwiłem się tylko trochę. Czym konkretnie? Tym, że miejsce na niej stracił Tolkien. Na rzecz C.S. Lewisa. Zapewne dlatego, że jest Narnia jest bardziej chrześcijańska niż „Władca pierścieni”, ale to szczegół. To tylko kolejny ważny XX-wieczny pisarz, który wyleciał z zestawienia. Po tym jak Bułhakow i Kafka trafili do lektur dodatkowych, a na przykład Albert Camus całkiem wyparował, na placu boju pozostały tylko niedobitki.

Polski uczeń nie dowie się w szkole czym jest czarny kryminał – a nawet kryminał w ogóle, skoro Arthur Conan Doyle też znalazł się w zaszczytnym gronie wykluczonych pisarzy. Współczesny reportaż pozostanie dla niego tajemniczy jak zachowanie kwarków. Camus i Sartre pozostaną dla niego francusko brzmiącymi słowami, a Eco będzie kojarzył się z ekologią. Do końca liceum fantasy będzie dlań równoważne z „Sierotką Marysią”, a science-fiction znielubi po przeczytaniu „Bajek robotów”. Nazwiska Capote, Lowry, Proust, Nabokov, Rushdie (i dziesiątki innych) zapewne nigdy nie padną w sali języka polskiego. Polskich pisarzy także.

Szkoła robi wszystko, żeby ucznia zniechęcić do czytania. I nabić mu głowę romantyczno-patriotyczną papką. Sienkiewicz przemyka wśród lektur od szkoły podstawowej do liceum. Czytać każe się chyba wszystko, co oznaczone jest etykietą „polski romantyzm” i połowę tego, co wyprodukowała w tej epoce Europa, wmawiając uczniom, że romantyzm był dla literatury ważniejszy niż Homer z Hezjodem razem wzięci (i z Herodotem na dokładkę). A zaraz za romantykami czają się pisarze okresu międzywojnia i II wojny światowej. Jeśli już trafi się coś współczesnego, jest to „Wujek Karol: Kapłańskie lata Papieża”. Czyli trzymamy się tradycji chrześcijańskiej.

W tym właśnie cały czas tapla się szkoła. Poloniści za wskazaniami MEN nie prezentują tego, co współczesne – czyli najważniejsze dla współczesnych ludzi. Przeciwnie. Chcą zamknąć ucznia w ciasnych ścianach swojej wizji świata i zmusić do patrzenia i podziwiania chwalebnej przeszłości. Nic dziwnego, skoro sami żyją w przeszłości.

Michał J Adamczyk

0 komentarze:

Prześlij komentarz