Zaczęła się druga dekada XXI wieku. A polski uczeń nie dogada się z uczniem
z Niemiec. Nauczanie języka polskiego zatrzymało się na latach 50 wieku XX. W
optymistycznej wersji.
Być może jestem w ogromnym błędzie.
Być może nauczanie języka polskiego powinno sławić tylko i wyłącznie tradycję
chrześcijańską, romantyczną i niepodległościową. Ale wyznaję tezę, że nauczanie
języka w szkole powinno zaprezentować uczniom wspólną przestrzeń, na której
mogliby porozumieć się nie tylko z innymi Polakami, ale także z Niemcami, Anglikami
czy Włochami. A także pokazać bogactwo i różnorodność literatury. W tym
współczesnej.
Zerkając na obowiązującą obecnie
listę lektur – od szkoły podstawowej do liceum – zdziwiłem się tylko trochę.
Czym konkretnie? Tym, że miejsce na niej stracił Tolkien. Na rzecz C.S. Lewisa.
Zapewne dlatego, że jest Narnia jest bardziej chrześcijańska niż „Władca
pierścieni”, ale to szczegół. To tylko kolejny ważny XX-wieczny pisarz, który
wyleciał z zestawienia. Po tym jak Bułhakow i Kafka trafili do lektur
dodatkowych, a na przykład Albert Camus całkiem wyparował, na placu boju
pozostały tylko niedobitki.
Polski uczeń nie dowie się w
szkole czym jest czarny kryminał – a nawet kryminał w ogóle, skoro Arthur Conan
Doyle też znalazł się w zaszczytnym gronie wykluczonych pisarzy. Współczesny
reportaż pozostanie dla niego tajemniczy jak zachowanie kwarków. Camus i Sartre
pozostaną dla niego francusko brzmiącymi słowami, a Eco będzie kojarzył się z
ekologią. Do końca liceum fantasy będzie dlań równoważne z „Sierotką Marysią”,
a science-fiction znielubi po przeczytaniu „Bajek robotów”. Nazwiska Capote, Lowry,
Proust, Nabokov, Rushdie (i dziesiątki innych) zapewne nigdy nie padną w sali języka
polskiego. Polskich pisarzy także.
Szkoła robi wszystko, żeby ucznia
zniechęcić do czytania. I nabić mu głowę romantyczno-patriotyczną papką.
Sienkiewicz przemyka wśród lektur od szkoły podstawowej do liceum. Czytać każe
się chyba wszystko, co oznaczone jest etykietą „polski romantyzm” i połowę
tego, co wyprodukowała w tej epoce Europa, wmawiając uczniom, że romantyzm był
dla literatury ważniejszy niż Homer z Hezjodem razem wzięci (i z Herodotem na
dokładkę). A zaraz za romantykami czają się pisarze okresu międzywojnia i II wojny światowej. Jeśli już trafi się coś współczesnego, jest to „Wujek Karol: Kapłańskie lata Papieża”. Czyli
trzymamy się tradycji chrześcijańskiej.
W tym właśnie cały czas tapla się
szkoła. Poloniści za wskazaniami MEN nie prezentują tego, co współczesne –
czyli najważniejsze dla współczesnych ludzi. Przeciwnie. Chcą zamknąć ucznia w
ciasnych ścianach swojej wizji świata i zmusić do patrzenia i podziwiania
chwalebnej przeszłości. Nic dziwnego, skoro sami żyją w przeszłości.
Michał J Adamczyk
0 komentarze:
Prześlij komentarz