poniedziałek, 29 marca 2010

Toporkiem go, toporkiem!

Lata całe czekałem na wznowienie Czarnej Kompanii Glena Cooka. W żaden sposób nie mogłem jej zdobyć. Powieść zbliża się do trzydziestki, w Polsce wydano ją w 1993 roku, pewnie wszystko wykupiono a biblioteki zaspały. Weź znajdź coś takiego.


W końcu powieści Cooka wydano ponownie. I to jak. Od razu trzy w jednym, całe Kroniki Czarnej Kompanii. Solidne dziewięćset z okładem stron czytania, w tomiszczu, którym w razie czego można komu zęby wybić. Tak właśnie powinno się wydawać książki. Zwłaszcza dobre. Bo to naprawdę dobra książka. Czytając ją czułem się młodszy - prawie jak dzieciak, który pierwszy raz zetknął się z Tolkienem i jest nim zachwycony. Tyle, że przypomina to bardziej czytanie Tolkiena po pijaku, albo, jak to określił Steven Erikson - czytanie o wojnie w Wietnamie będąc na haju.

Mięsiste to, wyraziste, dobro niekoniecznie jest dobrem, a zło absolutne całkowitą ciemnością. Niewielu pamiętam bohaterów, którzy powinni być tak antypatyczni, jak Jednooki, Elmo, Kruk czy Goblin, a jednocześnie polubiłbym ich tak bardzo. Wszystko przez Koniowała, tego skończonego romantyka, który bawi się w narratora. Literatura zna już bardziej wiarygodne postaci, może być lepiej napisana, ale Cook wszystko nadrobił przede wszystkim klimatem - i cudownymi oparami absurdu unoszącymi się wokół.

Czytając to zacząłem zastanawiać się nad książką, w której znalazłem najciekawsze sceny bitewne. Cykl o Kompanii jest dziś klasyką militarnej fantastyki. I chyba klasyką całej fantastyki, bez podziałów. Ale nie ma tu najlepszych opisów bitew czy drobnych starć, jakie spotkałem.

Skoro nie w Czarnej Kompanii, to gdzie? Odrzucam autorów, u których - jak u Haldemana (Wieczna wojna) lub Carda (Gra Endera) - wojna i bitwa są pretekstem do ukazania psychiki bohaterów, machinacji, przekazania idei. Mimo to militaryści, którzy koncentrują się na samych zmaganiach, mnożą się jak króliki. Zwłaszcza w otoczeniu Baen Books. Tu można wybierać spośród wielu. Może cykl Generał Stirlinga i Drake'a? Trochę inna to fantastyka, post apokaliptyczne science-fiction, inspirowane z jednej stroną historią Belizariusza - zwłaszcza Drake ma na jego punkcie kręćka - z drugiej przypominające militarnie i technicznie drugą połowę XIX wieku, wojnę secesyjną, powstanie Mahdiego, tego typu rzeczy. Dobre i ciekawe książki, wraz z niezapomnianymi psami wierzchowymi.

Niesamowicie produkuje się David Weber, zarówno w cyklu Honorverse, jak i innych - Starfire, Dahak, oraz pojedynczych książkach. Kompletnie inne walki, kompletnie inna technologia, można powiedzieć, że mimo umieszczenia w przestrzeni kosmicznej, jest to literatura marynistyczna. I Weber potrafi się wybronić. Bitwy o Yeltsin, bitwa o Hancock, i sporo innych, prezentują wysoki poziom. Tak samo jak bitwy ze Starfire, pisanego ze Stevenem Whitem. Serię Dahak pomijam, widać na jej przykładzie, jak autor dopiero uczy się fachu. Problem z Weberem jest taki, że z każdym tomem bitwy pogarszają się wykładniczo. Coś, co powinno być popisem umiejętności Webera w Za wszelką cenę - bitwa o Manticore - jest pozbawione większego sensu. Przypomina to mashera, w którym nie liczy się nic, oprócz rozmiaru rakiety. Im dłuższa i dalej strzela tym lepiej.

Militarnej fantastyki jest dużo więcej. Indywidualne prace Stirlinga, Drake'a, Flinta. Różne inne kolaboracje. Świetna Wojna starego człowieka Scalziego, i dwa kolejne, niewydane w Polsce tomy trylogii. Uchodzące za najlepsze "militarne" książki Leo Frankowskiego, także niewydane w Polsce - jak The War with Earth, napisana wspólnie z Dave'em Grossmanem, i The Two-Space War.

Za najlepsze książki, najbardziej emocjonujące, z najlepszymi opisami bitew, uważam jednak cztery. Od końca:
4) Wartę na Renie Johna Ringo i Toma Kratmana - pokręconą "wojnę światów", w której głównymi bohaterami są żołnierze odtworzonego Waffen-SS, tłukący paskudnych obcych.
3) Placówkę Basilisk Davida Webera - z epicką wręcz bitwą końcową, która otworzyła Weberowi drogę do kariery i sławy.
2) Taniec z diabłem i Doktrynę piekieł, ponownie Johna Ringo - dwie książki, które sam autor radzi skleić w jedną, w których, między innymi starciami, znajduje się kompletnie szalony i nierealny, a jednocześnie jedyny w swojej klasie, opis drogi bojowej SheVy IX - stumetrowego czołgu-pancernika.
1) Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ - Południe Roberta M. Wegnera. Czyli naszego. Pięknie napisany, nawiązujący do najlepszej zachodniej militarnej fantasy zbiór opowiadań, w którym znajduje się wisienka na torcie - opowiadanie "Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami", będące absolutnym cudeńkiem. W pełni zasługuje, żeby postawić ją obok najbardziej znanych opowiadań i powieści zachodnich autorów.

0 komentarze:

Prześlij komentarz