poniedziałek, 10 maja 2010

Wampiry et consortes

Osiągnęliśmy apogeum.
Cały pierwszy kwartał był dla wydawców książek Stalingradem. Sprzedaż poszła w dół, każdy liczący się wydawca i sprzedawca mówi o stratach. Ale nie wszystko pikuje. Są książki, które cały czas przynoszą zyski, ba, przynoszą ich coraz więcej, więc coraz więcej się ich wydaje. Wampiry i wilkołaki zawładnęły światem. A dokładniej - zawładnęły światem nastolatek marzących o mrocznym kochanku, lekkim dreszczyku i mających w portfelach całe zasoby pieniężne rezerwy federalnej.
- A gdzie to apogeum? - zapyta ktoś.
Apogeum to sześćdziesiąt romansów z wampirami, wilkołakami i chudymi (albo dobrze wyposażonymi) nastolatkami w roli głównej w ciągu najbliższych sześćdziesięciu dni.
Nie wiem, co takiego jest w sześćdziesięciu identycznych romansach, żeby ktokolwiek chętnie je kupował. Może działa tu jakiś przekaz podprogowy, którego nie wyłapuję. Albo trzynastolatki, w przeciwieństwie do reszty ludzkości, niczym nie różnią się od owiec, tudzież lemingów. Bo w zasuszonym dwustulatku z przerośniętymi zębami nie ma nic porywającego, a gdy ktoś wspomni o wilkołaku myślę o plastrach do depilacji i obroży przeciwpchelnej. Może to właśnie przyciąga trzynastolatki?
- Zawsze marzyłam o owłosionym facecie, którego będę mogła iskać.
- Oto szampon przeciw pchłom i kleszczom oraz kaganiec.
- Po co?
- Żeby nie szczekał po nocach.
Ale daje to do myślenia. Może pisarze "poważnej fantastyki" w Polsce i na świecie powinni jeszcze raz usiąść nad konspektami swoich książek. Dodaj wampira lub pchlarza i z 2500 sprzedanych książek masz 7500. Dwa wampiry podwajają rezultat. Target zwiększa się w postępie geometrycznym wraz z ilością szczerzących się anorektyków.
W ten sposób "Lód" Dukaja natychmiast stałby się komercyjnym sukcesem na miarę "Zmierzchu". Wystarczyłoby, gdyby autor przemyślał sprawę i uznał, że Benedykt Gierosławski będzie wampirem. Reszta już tam jest. Serio. W książce już jest nazbyt chuda panienka, a Tesla mógłby odegrać rolę Abrahama Van Helsinga. Doskonale się do tego nadaje. A George R.R. Martin mógłby przerobić "Pieśń lodu i ognia". Starkowie są szlachetnymi, niezrozumiałymi wilkołakami z północy, rywalizującymi o władzę z Lannisterami, wyniosłymi, przebiegłymi wampirami, których o wampiryzm nie podejrzewa żaden trzeźwy człowiek w królestwie. Mamy też księżniczkę, Daenerys Targaryen, która ma smoki i może ewentualnie hajtnąć się z jednymi lub drugimi. A na dokładkę Baratheonowie, którzy ogniem i mieczem chcą pogodzić wszystkich, oraz banda zombie z północy. Murowany przebój i Hollywood wykupuje licencję na film (a nie jakiś marny serial) w którym mógłby wystąpić Robert Pattinson.
Nie musielibyśmy kończyć na nowych książkach. Spokojnie można poprawić też klasykę. Zawsze uważałem, że Kmicic ma w sobie coś z wilkołaka. Wystarczy tylko podkreślić pewne cechy jego osobowości i dodać bujne owłosienie w miejscach intymnych i na plecach. I kto bardziej niż Makbet z żoną pasuje na władcę ciemności?
A książki byłyby dopiero wstępem. Dzięki wampirom cały świat mógłby wyjść z kryzysu. Wystarczy, że reklamodawcy trochę pomyślą i zachęcając do kupna samochodu lub wzięcia kredytu obiecają dodanie wyjątkowej kukły krwiopijcy. W końcu żaden rodzic nie oprze się żądaniu nastolatki chcącej mieć wampira w domu i w końcu pójdzie, dla świętego spokoju, załatwić pożyczkę na nowy dom wraz z manekinem o twarzy Pattinsona.

0 komentarze:

Prześlij komentarz