wtorek, 22 listopada 2011

...a odpoczniesz w grobie.


Podczas expose premier zgłosił kilka odważnych propozycji. Jedną z najważniejszych reform ma być podniesienie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Zmiana ważna, trudna i mająca długofalowe skutki. A przy okazji dała opozycji populistyczny bat w ręce.

Tylko ta jedna zapowiedź pokazała komu zależy na przyszłości (choć nie wiadomo, czy Donald Tusk zdecyduje się na tę i inne reformy), a kto czuje się lepiej tylko, gdy rosną mu słupki. Podniesienie i wyrównanie wieku, w którym kobiety i mężczyźni będą przechodzić na emeryturę, jest ważne z kilku przyczyn. Nie tylko ekonomicznych, choć zrównoważenie budżetu w perspektywie kilkudziesięciu lat ma być jednym z głównych efektów  zmian. Ale nie jest ich przyczyną.

Przyczyny są proste. Demograficzne. Europejczycy żyją znacznie dłużej niż w czasach, gdy wprowadzano obecne systemy emerytalne. W czasach Bismarcka robotnik po pięćdziesiątce był wypaloną skorupą człowieka. Wyniszczony w ciężkich warunkach pracy, źle odżywiający się, bez opieki medyczne albo z opieką na wciąż prymitywnym poziomie. Oczywiście o ile dożył pięćdziesiątki, bo średnia długość życia wynosiła w ówczesnych Niemczech trochę ponad 40 lat. 60 lat przekroczyła mniej więcej w połowie XX wieku. Dzisiaj Niemcy żyją przeciętnie blisko 79 lat. Tylko ślepi bądź głupi mogą nie zauważyć, że ubezpieczenie, które kiedyś miało wystarczyć na kilka lat życia na emeryturze, teraz musi wystarczyć na lat kilkanaście. Albo politycy opozycji.

To samo dotyczy Polski, choć, ze względu na średnią długość życia (kobiety 79,5, mężczyźni 71), nie w takim stopniu. Ale nawet teraz skarb państwa musi dopłacać do ZUS-u. Za kilka lat, gdy pokolenie wyżu demograficznego lat 50 i 60 przejdzie na emeryturę, będzie jeszcze gorzej. I dzisiejsi 20, 30 i 40 latkowie będą musieli wyciągnąć znacznie więcej pieniędzy ze swoich portfeli, żeby ich utrzymać. Co znaczy, że sami będą mieli znacznie cięższe życie. I mniejsze emerytury, bo pieniądze, które powinni odkładać na siebie, trafią do ich rodziców i dziadków. To by było tyle, jeśli chodzi o wzruszające słowa polityków PiS, dbających o młode pokolenia i przekonanych, że przez reformę młodzi będą mieli gorzej, bo nie będą mogli znaleźć pracy (co zresztą jest też wierutną bzdurą).

Z innej strony plany reform atakuje SLD i koalicjant premiera, PSL. Dla nich podstawowym problemem jest wyrównanie wieku emerytalnego. Nie godzą się, żeby kobiety pracowały równie długo jak mężczyźni. Widocznie dbanie o równouprawnienie działa tylko w jedną stronę.

W Polsce nie brakuje dyskryminacji. Ale o tej akurat rzadko się mówi. Bo nie dotyczy kobiet, a mężczyzn. Nawet przy obecnym systemie kobieta, przechodząc na emeryturę, ma przed sobą perspektywę około 20 lat życia na niej. Dość sporo czasu, prawda? Za kolejnych 10-20 lat w perspektywie może być nawet 25 lat. Emerytura nie będzie niestety najwyższa, ale coś za coś. Mężczyźni mają gorzej. Przechodzą na emeryturę w wieku 65 lat. Żyją średnio lat 71. Czyli odpoczywać po pełnym ciężkiej pracy życiu mogą, statystycznie oczywiście, przez jedną trzecią tego, co kobiety. Innymi słowy mężczyzna może przejść na emeryturę i zaraz wybrać się na poszukiwania trumny. Będzie mu szybko potrzebna.

Żyjemy w świecie w którym zmiany w emeryturach są potrzebne. Zostaną dokonane teraz, albo Polska, za lat 10-20, będzie miała problemy finansowe przy których dzisiejsze będą jak Tatry przy Himalajach. Być może umożliwią przyszłym pokoleniom emerytów przekonanie się, czym jest emerytura. Zmniejszą jedną z nierówności społecznych – może mało efektowną dla mediów, ale w kontekście całego społeczeństwa istotną. Reformy mogą Tuska drogo kosztować. A walutą będzie poparcie w wyborach. Ale wygląda na to, że premier jest gotów zapłacić tę cenę.

Żyjemy w świecie, w którym Niemcy, Holandia, Hiszpania i Francja już podniosły wiek emerytalny. Niektóre kraje rozważają podniesienie go do 70 lat. I nie widzą w tym przesady. Polska opozycja widzi. Uważa, że ludzie jak za Gomułki żyją 65 lat, aż po wieczność na jednego emeryta będzie zarabiać czterech pracujących, a kobieta to delikatne stworzenie z epoki wiktoriańskiej, które należy chronić nawet przed nim samym.

Michał J Adamczyk

piątek, 11 listopada 2011

Muzyczne opium



Ceremonials
Florence + The Machine
Universal Music Polska

Od pierwszych sekund Only If for a Night czuć narastające napięcie i oczekiwanie na moment, w którym głos Florence Welch uderzy z siłą huraganu. I gdy na początku Shake it Out ten moment następuje – jesteśmy straceni. Bo nie sposób się od niego uwolnić.

W świecie w którym po debiutanckiej płycie natychmiast musi pojawić się sequel Florence Welch kazała długo na siebie czekać. Ponad dwa lata. Ale przez ten czas nie dała o sobie zapomnieć. I wykorzystała go bardzo dobrze. Lungs było jednym z najlepszych albumów 2009 roku. Ceremonials, dłuższe, bardziej barokowe i mroczne, bardziej dopracowane – jest jeszcze lepsze.

Jakby chcąc zaprzeczyć nazwie zespołu całość jest bardzo organiczna, emocjonalna, ludzka. Muzyka jest bardziej wielowarstwowa, bogatsza i bardziej energiczna. Momentami zbliża się niebezpiecznie do granicy pompatyczności – ale nawet w kulminacyjnych, dramatycznych momentach w Lover to Lover i No Light, No Light jej nie przekracza. Ale mimo wykonania graniczącego z doskonałością Ceremonials w całości należą do Florence Welch. Jej huraganowy głos jest na pierwszym planie, gotów zagłuszyć najgłośniejsze bębny, a chwilę później porazić liryzmem. A Florence wykorzystuje cały swój arsenał bez litości. Oczarowuje i urzeka.

Uzależnia.

Michał J Adamczyk

poniedziałek, 7 listopada 2011

Naćpani romantyzmem


Zaczęła się druga dekada XXI wieku. A polski uczeń nie dogada się z uczniem z Niemiec. Nauczanie języka polskiego zatrzymało się na latach 50 wieku XX. W optymistycznej wersji.

Być może jestem w ogromnym błędzie. Być może nauczanie języka polskiego powinno sławić tylko i wyłącznie tradycję chrześcijańską, romantyczną i niepodległościową. Ale wyznaję tezę, że nauczanie języka w szkole powinno zaprezentować uczniom wspólną przestrzeń, na której mogliby porozumieć się nie tylko z innymi Polakami, ale także z Niemcami, Anglikami czy Włochami. A także pokazać bogactwo i różnorodność literatury. W tym współczesnej.

Zerkając na obowiązującą obecnie listę lektur – od szkoły podstawowej do liceum – zdziwiłem się tylko trochę. Czym konkretnie? Tym, że miejsce na niej stracił Tolkien. Na rzecz C.S. Lewisa. Zapewne dlatego, że jest Narnia jest bardziej chrześcijańska niż „Władca pierścieni”, ale to szczegół. To tylko kolejny ważny XX-wieczny pisarz, który wyleciał z zestawienia. Po tym jak Bułhakow i Kafka trafili do lektur dodatkowych, a na przykład Albert Camus całkiem wyparował, na placu boju pozostały tylko niedobitki.

Polski uczeń nie dowie się w szkole czym jest czarny kryminał – a nawet kryminał w ogóle, skoro Arthur Conan Doyle też znalazł się w zaszczytnym gronie wykluczonych pisarzy. Współczesny reportaż pozostanie dla niego tajemniczy jak zachowanie kwarków. Camus i Sartre pozostaną dla niego francusko brzmiącymi słowami, a Eco będzie kojarzył się z ekologią. Do końca liceum fantasy będzie dlań równoważne z „Sierotką Marysią”, a science-fiction znielubi po przeczytaniu „Bajek robotów”. Nazwiska Capote, Lowry, Proust, Nabokov, Rushdie (i dziesiątki innych) zapewne nigdy nie padną w sali języka polskiego. Polskich pisarzy także.

Szkoła robi wszystko, żeby ucznia zniechęcić do czytania. I nabić mu głowę romantyczno-patriotyczną papką. Sienkiewicz przemyka wśród lektur od szkoły podstawowej do liceum. Czytać każe się chyba wszystko, co oznaczone jest etykietą „polski romantyzm” i połowę tego, co wyprodukowała w tej epoce Europa, wmawiając uczniom, że romantyzm był dla literatury ważniejszy niż Homer z Hezjodem razem wzięci (i z Herodotem na dokładkę). A zaraz za romantykami czają się pisarze okresu międzywojnia i II wojny światowej. Jeśli już trafi się coś współczesnego, jest to „Wujek Karol: Kapłańskie lata Papieża”. Czyli trzymamy się tradycji chrześcijańskiej.

W tym właśnie cały czas tapla się szkoła. Poloniści za wskazaniami MEN nie prezentują tego, co współczesne – czyli najważniejsze dla współczesnych ludzi. Przeciwnie. Chcą zamknąć ucznia w ciasnych ścianach swojej wizji świata i zmusić do patrzenia i podziwiania chwalebnej przeszłości. Nic dziwnego, skoro sami żyją w przeszłości.

Michał J Adamczyk

czwartek, 3 listopada 2011

Pętla informacyjna


Polscy dziennikarze to tak naprawdę kabareciarze. Zwłaszcza na portalach internetowych produkują teksty nie informacyjne, a rozrywkowe. Więcej pożytecznych i sprawdzonych informacji od przeciętnego tekstu na Onecie zawiera niejedna reklama proszku do prania.
Kilka dni temu na wielu portalach pojawiła się informacja: „Niemieckie media podają, e Liverpool chce kupić najlepszego polskiego zawodnika, Roberta Lewandowskiego. Wkrótce zaoferuje 8 milionów funtów”. Niestety nie dowiedziałem się z niej jakie niemieckie media. Jako ciekawskie stworzenia zacząłem grzebać. W końcu, dziwnym trafem, udało mi się gdzieś znaleźć odnośnik. Co prawda nie do niemieckich mediów, a do angielskiego portalu sportowo-plotkarskiego. Wcale mnie nie zdziwiło, że informacja z polskich mediów okazała się właściwie słowo w słowo przetłumaczonym newsem z Footylatest. Zawiodło mnie zaś to, że nie trafiłem na żadną nazwę niemieckiego magazynu, gazety, choćby lokalnego portalu.
Nie odpuściłem jednak. Za dobrze się już bawiłem.
W końcu trafiłem na odpowiednią notkę w Niemczech. Najpierw na Transfermarkt. Co dziwne już bez informacji o cenie i rychłej ofercie – zwykłą notatkę, że Liverpool obserwuje Lewandowskiego. Ale notatka zawierała coś bezcennego. Odnośnik do źródła. Przez kilka sekund sądziłem, że niemiecki portal, na który trafiłem, jest ojcem i matką tej informacji. Z wielkim żalem stwierdzam, że polskich dziennikarzy nie doceniłem. Za co bardzo ich przepraszam. Niemcy bowiem powoływali się na informację z „Przeglądu sportowego”.
Niestety nie znam ludzi, którzy pisali i zamieszczali tę informację na polskich portalach. Niestety, bo bardzo chciałbym choć jednemu takiemu asowi dziennikarstwa uścisnąć dłoń. Działają jak Stanisław Tym w skeczu o komentatorze futbolowym, który ma na uszach słuchawki w których słyszy to, co mówi do mikrofonu. Im więcej i głośniej mówi do mikrofonu tym słabiej orientuje się, co dzieje się na boisku. W końcu jego własne słowa stają się dla niego rzeczywistością.
W ten sam sposób działają wszystkie media. Ale polskie w szczególności. Jedyna różnica, jaka istnieje między dziennikarzami z portali, a reporterami takich na przykład Faktów TVN jest taka, że ci drudzy rzeczywistość kreują bardziej świadomie. Na przykład przez ostatnie kilka dni wmawiając wszystkim, że jedyną ważną informacją jest katastrofa samolotu, do której nie doszło. Współczuję tylko kapitanowi Wronie, który, ciągany po różnych redakcjach musi raz po raz tłumaczyć, że lądowanie bez podwozia wcale nie było takie trudne i niebezpieczne. Ku wielkiemu rozczarowaniu dziennikarzy, oczekujących mrożących krew w żyłach historii i za wszelką cenę szukających bohatera.

Michał J Adamczyk

PS. Dzień po pierwszej informacji okazało się, że Lewandowskiego chce kupić także Chelsea. Jak dotąd w realnym świecie ani Chelsea, ani Liverpool nie złożyły żadnej oferty.