Podczas
expose premier zgłosił kilka odważnych propozycji. Jedną z najważniejszych
reform ma być podniesienie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
Zmiana ważna, trudna i mająca długofalowe skutki. A przy okazji dała opozycji
populistyczny bat w ręce.
Tylko ta jedna zapowiedź pokazała komu
zależy na przyszłości (choć nie wiadomo, czy Donald Tusk zdecyduje się na tę i
inne reformy), a kto czuje się lepiej tylko, gdy rosną mu słupki. Podniesienie
i wyrównanie wieku, w którym kobiety i mężczyźni będą przechodzić na emeryturę,
jest ważne z kilku przyczyn. Nie tylko ekonomicznych, choć zrównoważenie
budżetu w perspektywie kilkudziesięciu lat ma być jednym z głównych
efektów zmian. Ale nie jest ich
przyczyną.
Przyczyny są proste. Demograficzne.
Europejczycy żyją znacznie dłużej niż w czasach, gdy wprowadzano obecne systemy
emerytalne. W czasach Bismarcka robotnik po pięćdziesiątce był wypaloną skorupą
człowieka. Wyniszczony w ciężkich warunkach pracy, źle odżywiający się, bez
opieki medyczne albo z opieką na wciąż prymitywnym poziomie. Oczywiście o ile
dożył pięćdziesiątki, bo średnia długość życia wynosiła w ówczesnych Niemczech
trochę ponad 40 lat. 60 lat przekroczyła mniej więcej w połowie XX wieku.
Dzisiaj Niemcy żyją przeciętnie blisko 79 lat. Tylko ślepi bądź głupi mogą nie
zauważyć, że ubezpieczenie, które kiedyś miało wystarczyć na kilka lat życia na
emeryturze, teraz musi wystarczyć na lat kilkanaście. Albo politycy opozycji.
To samo dotyczy Polski, choć, ze względu
na średnią długość życia (kobiety 79,5, mężczyźni 71), nie w takim stopniu. Ale
nawet teraz skarb państwa musi dopłacać do ZUS-u. Za kilka lat, gdy pokolenie
wyżu demograficznego lat 50 i 60 przejdzie na emeryturę, będzie jeszcze gorzej.
I dzisiejsi 20, 30 i 40 latkowie będą musieli wyciągnąć znacznie więcej
pieniędzy ze swoich portfeli, żeby ich utrzymać. Co znaczy, że sami będą mieli
znacznie cięższe życie. I mniejsze emerytury, bo pieniądze, które powinni odkładać
na siebie, trafią do ich rodziców i dziadków. To by było tyle, jeśli chodzi o
wzruszające słowa polityków PiS, dbających o młode pokolenia i przekonanych, że
przez reformę młodzi będą mieli gorzej, bo nie będą mogli znaleźć pracy (co zresztą
jest też wierutną bzdurą).
Z innej strony plany reform atakuje SLD
i koalicjant premiera, PSL. Dla nich podstawowym problemem jest wyrównanie wieku emerytalnego. Nie godzą
się, żeby kobiety pracowały równie długo jak mężczyźni. Widocznie dbanie o równouprawnienie
działa tylko w jedną stronę.
W Polsce nie brakuje dyskryminacji. Ale
o tej akurat rzadko się mówi. Bo nie dotyczy kobiet, a mężczyzn. Nawet przy
obecnym systemie kobieta, przechodząc na emeryturę, ma przed sobą perspektywę
około 20 lat życia na niej. Dość sporo czasu, prawda? Za kolejnych 10-20 lat w
perspektywie może być nawet 25 lat. Emerytura nie będzie niestety najwyższa,
ale coś za coś. Mężczyźni mają gorzej. Przechodzą na emeryturę w wieku 65 lat.
Żyją średnio lat 71. Czyli odpoczywać po pełnym ciężkiej pracy życiu mogą,
statystycznie oczywiście, przez jedną trzecią tego, co kobiety. Innymi słowy
mężczyzna może przejść na emeryturę i zaraz wybrać się na poszukiwania trumny. Będzie
mu szybko potrzebna.
Żyjemy w świecie w którym zmiany w
emeryturach są potrzebne. Zostaną dokonane teraz, albo Polska, za lat 10-20,
będzie miała problemy finansowe przy których dzisiejsze będą jak Tatry przy
Himalajach. Być może umożliwią przyszłym pokoleniom emerytów przekonanie się,
czym jest emerytura. Zmniejszą jedną z nierówności społecznych – może mało
efektowną dla mediów, ale w kontekście całego społeczeństwa istotną. Reformy
mogą Tuska drogo kosztować. A walutą będzie poparcie w wyborach. Ale wygląda na
to, że premier jest gotów zapłacić tę cenę.
Żyjemy w świecie, w którym Niemcy,
Holandia, Hiszpania i Francja już podniosły wiek emerytalny. Niektóre kraje
rozważają podniesienie go do 70 lat. I nie widzą w tym przesady. Polska
opozycja widzi. Uważa, że ludzie jak za Gomułki żyją 65 lat, aż po wieczność na
jednego emeryta będzie zarabiać czterech pracujących, a kobieta to delikatne
stworzenie z epoki wiktoriańskiej, które należy chronić nawet przed nim samym.
Michał J
Adamczyk